Międzynarodowy Dzień Wolontariusza

Koci wolontariat


Dziś obchodzimy Międzynarodowy Dzień Wolontariusza!
A co to oznacza? Że… skrobnę Wam co nieco na temat kociego wolontariatu ;).

Gdzie ja jestem wolontariuszką?

W Fundacji JOKOT – miejscu, w którym już w progu widać, że najważniejsze są koty.

Koty z Jokota ;)

Bo widzicie, fundacje to nie są takie biura, gdzie panie siedzą sobie przy telefonie, ewentualnie przy komputerze, pisząc ogłoszenia i czekając na ludzi chętnych do adopcji kota. Fundacja to kocia przystań, że tak powiem. Budynek, w którym dla ludzi nie ma wiele miejsca i w którym bardzo często ciężko jest ogarnąć bałagan. W którym już przy drzwiach stoją worki ze żwirkiem, z karmą.

W fundacji nie siedzi się przy biurku, tylko nieustannie się pracuje i wysila. Fizycznie oraz psychicznie. Bo wolontariusz nie tylko sprząta wszystkie kuwety, miski, drapaki… nie tylko myje podłogę, nie tylko podaje świeżą karmę i wodę. On patrzy też na te wszystkie kocie bidy i ciągle żałuje, że nie może wziąć jeszcze jednego kota, a potem jeszcze jednego i jeszcze… . Wolontariusz to człowiek. Człowiek o wielkim sercu, które z łatwością pomieściłoby te wszystkie koty, ale jego mieszkanie chyba by tego nie wytrzymało.

Jako wolontariuszka mam do czynienia z przeróżnymi kotami. Większość jest przymilna, wita mnie w progu, przytula się, domaga głaskania, lecz są też koty płochliwe, a w szpitaliku nawet agresywne (przypomnienie: agresja zawsze ma jakiś powód, np. strach, a koty nie są złośliwe). Oprócz tego, wiem, że któregoś dnia po wejściu do kociarni mogę zastać przykry widok, gdy któryś z kotów po prostu umrze. Tak, ja mówię, że zwierzęta umierają. Bo je kocham, traktuję je z szacunkiem, więc tak też o nich mówię.

Bycie wolontariuszem bywa zatem ciężkie również psychicznie.
Są jednak pozytywne aspekty, które przeważają nad tym wszystkim. 


     
Flagg z Jokota przypomina mi wręcz orientalną rasę, a Draka to rządzicielka względem innych kotów, ale ludzi kocha :)

Po pierwsze, jeśli jesteś Kociarzem, to wolontariat w takiej fundacji będzie dla Ciebie rajem. Nieważne, że musisz sprzątać. Ważne, że robisz to w towarzystwie przekochanych kotów. To wszystko rekompensuje, uwierz mi. Ja podczas sprzątania często siadam na podłodze, a wtedy w mgnieniu oka jestem oblegana przez przynajmniej trzy mruczące koty. Potrafią kłaść mi się na kolanach jeden na drugim. I ten pierwszy nigdy nie narzeka, dalej leży i wdzięcznie patrzy w oczy. Te koty są spragnione bliskości człowieka, a mało który człowiek nie rozczuliłby się na ich widok.


Po drugie, czujesz satysfakcję z pomocy. Odczuwam ją po każdej wizycie w Jokocie, a chodzę tam raz w tygodniu. Zawsze staram się przywieźć coś od siebie, a to karmę, a to płyn do mycia naczyń, gąbki, rękawiczki jednorazowe. Pomagam więc nie tylko kotom, ale też innym wolontariuszom i nawet samej sobie.


Po trzecie, nawiązujesz nowe, fajne kontakty. Tu mrugam do mojej koleżanki z dyżuru ;). Tak, skoro w fundacjach poruszają się przeważnie ludzie z wielkim sercem, to jest bardzo prawdopodobnym, że poznasz kogoś sympatycznego, zakolegujesz się, będziesz rozprawiać o swoich własnych kotach podczas wolontariatu, dowiesz się wielu ciekawostek, zwierzysz się życiowo. Na dyżury przychodzą przeważnie dwie osoby, nikt nie pomaga sam.


Po czwarte, ćwiczysz bycie zorganizowaną osobą. Mój wolontariat zawsze jest zaplanowany, umawiam się na niego z drugą wolontariuszką na konkretną godzinę i obydwie jedziemy do Jokota z dwóch różnych miejsc. Fundacja już na stronie opisuje, na jaką pomoc liczy. Nie powinna być ona zbyt sporadyczna. No, krótko i na temat: jeśli chce się być wolontariuszem, to trzeba poświęcić minimum dwie-trzy godziny w tygodniu. A ja… często spędzam tam nawet pięć godzin. Jeśli czas mi na to pozwala :).

Po piąte, ćwiczysz formę! Podczas sprzątania mięśnie pracują ;)


Po szóste, możesz tu znaleźć wiernego, czworonożnego przyjaciela, który będzie Ci wdzięczny za adopcję przez resztę swojego życia. Warto. Ja wiem, że kiedyś przygarnę drugiego kota i będzie on z fundacji, ale jeszcze nie teraz.


Po siódme, zdobywasz doświadczenie w opiece i ogólnie w pracy z kotami. Jeśli planujesz w przyszłości zawód związany z mruczkami, to wolontariat jest bardzo dobrą formą przygotowania się. A nawet, jeśli nie planujesz, nauczysz się tu wielu przydatnych rzeczy.


Jestem kocią wolontariuszką od miesiąca i bardzo cieszę się, że podjęłam tę decyzję. Szczerze polecam tę formę pomagania.

Wszystkiego najlepszego wszystkim wolontariuszom z całego świata! ;) Nie tylko kocim!



A na koniec mój filmik o kotach gotowych do adopcji z Fundacji JOKOT.
Końcowa scena przedstawia Demobilkę (pokochaną przeze mnie kotkę, lecz jest typową jedynaczką i nie dogadałaby się z moją Fryzią), która z wysiłkiem wspina się po mnie, by tylko zostać pogłaskaną i mieć choć trochę człowieka dla siebie.
Uwielbiam ją, spójrzcie w jej oczy, spójrzcie na nią całą.
Jest wyjątkowa, a wciąż czeka na ciepły dom.
Może to właśnie Ty jej go podarujesz? :)

Fundację JOKOT możecie też polubić i obserwować na ich Facebook'owej stronie :).
Można tam napisać do fundacji w celu uzyskania różnych informacji, a w sprawach adopcji można też skrobnąć maila na: adopcje@jokot.pl

4 komentarze:

  1. Brawo! 👌 Ja za czasów gimnazjum i liceum bardzo angażowałam się w wolontariaty np. w fundacji z niepełnosprawnymi dziećmi, w świetlicy środowiskowej i szkole podstawowej na zajęciach terapeutycznych. Teraz brakuje mi trochę czasu 😕 Ale za to udzielam się w ramach wolontariatu na pewnym portalu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, jak jest z czasem, mi też nie zawsze udaje się zrobić w Jokocie tyle, ile bym chciała. Jednak bardzo fajnie, że nadal coś robisz i pomagasz! Brawo i dla Ciebie ;). Ludzie na pewno to doceniają.

      Usuń
  2. Sama jestem wolontariuszką.Nie wśród zwierzat.Kiedyś to się nazywało prace społeczne.

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje mnie do dalszego pisania, dziękuję ♥

Obsługiwane przez usługę Blogger.