Szczęśliwy kot - recenzja
Dorota Sumińska „Szczęśliwy kot”
Dorota Sumińska to znana polska
publicystka, autorka wielu poradników, biografii i książek podróżniczych.
Oprócz tego z zawodu jest lekarzem weterynarii i ma wielkie serce dla zwierząt
– wiele razy apelowała w ich imieniu o lepsze traktowanie, na TVP1 prowadziła
nawet program Zwierzowiec, w radiu zaś Zwierzenia na cztery łapy
oraz Wierzę w zwierzę.
Zobaczyłam
książkę jej autorstwa na podwarszawskich targach Animals’ Days 2019. Kupując ją, mogłam
wesprzeć działania Animal Rescue Poland i pochłonęłam ją bardzo szybko, bo jest
w sumie cieniutka (72 strony). Jak wrażenia?
To książka, do której trzeba podchodzić z dystansem
I rozsądkiem. Znajduje się tu
nawet spora dawka wiedzy, ale… doszukałam się wielu błędów, z wieloma sprawami
się nie zgadzam (a powyższe wydanie ma 3 lata, więc powinno być bardziej uaktualnione).
Pani Dorota Sumińska jest człowiekiem o dobrym sercu, więc i jej intencje były raczej dobre, ale odnoszę wrażenie, że w pewnych kwestiach zatrzymała się kilkanaście lat wstecz. Nie tyle zamierzam ją tutaj skrytykować, co poprawić (dla dobra przyszłych czytelników) :).
Moje uwagi
Str. 22-23
Tutaj nie zgadzam się z tym, że kot
powinien mieć stały dostęp do pożywienia, w dodatku suchego! Jak wiemy, sucha karma nie powinna być codziennym, podstawowym posiłkiem kota. Lepiej używać jej jako przysmaku, nagrody, w ostateczności naprawdę rzadko jako jeden z posiłków (w sytuacji, gdy ma nas dłużej nie być w domu).
Str. 25
Czytamy tutaj o nie karaniu kota, nie
biciu, co pochwalam. Kota nie wolno karać w żaden sposób, ponieważ traci do nas wtedy zaufanie i możemy go już nie odbudować. Jednak nagle, spomiędzy kolejnych zdań w poradniku wyskakuje... Spryskiwacz do kwiatów! Jako dobre narzędzie do stosowania kar. Nie wolno pryskać kota wodą! Każdy behawiorysta, lekarz weterynarii i miłośnik zwierząt powinien to wiedzieć.
Str. 37
Autorka uczy nas w tym fragmencie jak karmić małego
kociaka i przy wymienianiu surowych mięs podaje... koninę... (widział ktoś może kota polującego na konia?). Mi jest tych koni po prostu żal, nie dość, że lądują na talerzach niektórych ludzi, to jeszcze w misce kota... .
Pojawia się też jogurt i kefir, które są zbędne w diecie kota i mogą wywołać rewolucje żołądkowe (nie zawsze, ale ja osobiście nie widzę większego sensu w podawaniu produktów mlecznych).
I znów ten stały dostęp do
jedzenia z dyżurną suchą karmą... ja rozumiem, że kocięta jedzą bardzo często, ale w hodowlach na przykład karmi się je na tzw. "zawołanie". Element kontaktu z człowiekiem podczas podawania nowej porcji karmy jest dość ważny w pierwszych tygodniach życia kocięcia.
Str. 38
Zaskoczyło mnie tutaj pewne stwierdzenie: "W przypadku kotów nie
obowiązują psie zasady: - nie dawać ludzkiego jedzenia". Szkoląc się również w dietetyce kotów, nabrałam pewności, że owszem, obowiązują. W takim sensie, że nie podajemy kotom tego co jemy my, z talerza (słony kurczak z chilli, kaczka w pomarańczach...). Można za to zainteresować się BARFem, czyli podawać surowe podroby, które wymagają jednak odpowiedniej suplementacji i to ogólnie temat rzeka do omówienia w osobnym wpisie :).
Str. 47
Pani Dorota Sumińska twierdzi, że lepiej jest kotkę kastrować po
pierwszej rui i jak będzie duża, by osobie operującej było wygodniej... . Cóż, to już
nie te czasy! Ponadto, kastracja kotek przed pierwszą rują minimalizuje ryzyko nowotworu gruczołu mlekowego. Nie jestem zatwardziałą zwolenniczką amerykańskiej
metody kastracji przed pierwszą rują (choć sama faktycznie ją praktykuję), ale uważam, że autorka mogła przynajmniej
o niej wspomnieć i nie mówić, że istnieje tylko jedna słuszna opcja - bo opcje są dwie.
Są też rzeczy, za które autorkę muszę pochwalić
Na stronie 48 widnieje historia kotki, która według wstępnej diagnozy opiekunów złamała kręgosłup (okazało się później, że miała po prostu ruję i chodziła na przykurczonych łapkach). Kotka była wychodzaca i podoba mi się tu uwaga autorki, że w związku z tym opiekunowie nie mieli pojęcia co się z
nią tak naprawdę działo. Bo ten kot równie dobrze mógł złamać kręgosłup, zostać przejechany przez samochód... . Jestem przeciwniczką wypuszczania kotów samopas, jedynym wyjątkiem może być naprawdę spokojna okolica z dala od ruchliwych dróg i puszczanych luzem psów.
Na stronie 53 znajduje się stwierdzenie o najnowszych badaniach, które wskazują, że odporność poszczepienna utrzymuje się dużo dłużej niż rok
i wcale nie trzeba szczepić kotów co rok. Nawet lepiej robić to co 2-3 lata ze względu na ryzyko mięsaka. Zgadzam się z tym ja i lekarze weterynarii, z którymi współpracuję.
Wartościowe jest także
przypomnienie, żeby kotu starszemu wykonywać morfologię co roku. Koty w starszym wieku potrzebują większej uwagi i czujności.
Brak komentarzy:
Każdy komentarz motywuje mnie do dalszego pisania, dziękuję ♥